Mam na imię Michał i poznaję żeglarstwo od podszewki w wieku 32 lat. Czasami dzieje się to zbyt szybko, ale wyciągam dzięki temu mnóstwo wniosków. I zakochuję się w tym świecie, choć nie zawsze bezboleśnie. Teraz zabieram Cię w mój pierwszy rejs. Jeśli pływasz od dawna, pewnie kilka razy się uśmiechniesz. Jeżeli jednak pierwsze pływanie dopiero przed Tobą, to z wielkim prawdopodobieństwem ten tekst oszczędzi Ci kilku zabawnych wpadek.
Jeziora kocham od zawsze. Robię im zdjęcia, przesiaduję na pomostach godzinami. Żaglówki i jachty obserwowałem jednak tylko z brzegu. Ale kiedy dołączyłem do ekipy Żegluj, najlepszej aplikacji dla żeglarzy, sytuacja musiała się zmienić.
Marcin, twórca aplikacji, we wrześniu każdego roku wypływa z zaufaną załogą na testy wodne. Tym razem padło na Niegocin (swoją drogą nie bez powodu — niebawem udostępnimy Wam mapę batymetryczną Niegocina!). Tym razem padło też na mnie. Zacząłem więc od pakowania.
Co zabrać na pierwszy rejs?
Pomyślałem: „Miszku, toć to taki bujający hotel na wodzie, w którym czasem robi się mokro i jest raczej ciasno”. Cóż, ciasno nie było, bo w pięciu pożeglowaliśmy na pokładzie Maxusa RS 33.1, który udostępnił nam Twist Czarter. Dzięki, był świetny! Natomiast robiło się i mokro, i zimno. I tu zaliczyłem pierwszą mieliznę.
Bo deszczaki to miałem przygotowane, ale w domu, na wieszaku. I tam też zostały, a ja pływałem z mokrym tyłkiem 🤷🏻
Odkrycie nr 1: Zawsze miej ze sobą odzież przeciwdeszczową.
Na caaałe szczęście nie padało. Chociaż kiedy dopływaliśmy do Sztynortu, niebo groziło grafitem. Nawet nie chcę myśleć, jak wyglądałbym po ulewie. Za to w świetle zachodzącego słońca wyglądałem tak:
Na zdjęciu widzicie szczęśliwego świeżaka, który posłuchał rad starszych kolegów i zabrał dobry sztormiaczek i ciepłą czapkę. Bez tego wróciłbym pewnie do Olsztyna krótszy o głowę.
Postawiłem też na gruby sweter z powłoką powstrzymującą wiatr. Ważył 7 kilogramów. Mógł mniej.
Stylówkę świeżaka uzupełniły przeciwsłoneczne pingle (przydały się zwłaszcza przy zachodzie słońca i rano, po przedłużonym koncercie szantowym).
Co zabrałem, ale nie do końca takie jak powinienem?
- Śpiwór wziąłem, ale zimowy. Chłopaki mówili, że webasto często nie działa. U nas działało, i to naprawdę mocno. Lepiej wziąć coś lżejszego, zwłaszcza jeśli nie zapowiadają mrozów.
- Rękawiczki kupiłem w Decathlonie (tam ponoć zaopatrują się takie świeżaki jak ja), ale cienkie jak sik pająka. A że kompletnie nie wiedziałem, jak grube, mokre i stawiające opór liny przyjdzie mi ciągać i nawijać na kabestany, myślałem, że wystarczą. Jeśli nie chcesz wrócić z odciskami jak moje, kup rękawiczki chroniące wnętrze dłoni.
- Buty wodoodporne, ale z rysującą podeszwą. Moja załoga ponad wszystko szanowała porządek, a że czarne maziaje należały do mnie, nauczyłem się szorować pokład. Dwa razy. I za rok na pewno zabiorę buty z białą podeszwą.
Co wziąłem do torby, a tylko zabierało miejsce?
- Papierowe karty do gry. Wyciągnąłem je raz i już nie schowałem. Spuchły jak śnięta ryba i tyleśmy pograli. No bo skąd wilgoć na jachcie?
- Nadmiar kosmetyków. Nawiozłem tego tyle, jakby w połowie rejsu miało nastąpić wesele jednego z nas. Pasty do włosów, perfumy, odżywki… Aż wstyd było mi to wyciągać przy chłopakach ubranych w sztormiaki przez większość dnia.
- Książki. Gdziekolwiek jadę, zabieram ze sobą dwóch kumpli — Hemingwaya i Vonneguta. Tym razem jednak miałem znacznie lepszą załogę, z którą spędzaliśmy każdą chwilę. Opowiadaliśmy sobie historie, żarty, a kiedy męczyły się nam rozmowy, słuchaliśmy śpiewu ptaków i szumu fal. Warto być obecnym na jachcie w 100%.
Słowa, które skradły moje serce
Na początku czułem się jak pierwszy raz na Śląsku. Większość słów była dla mnie nowa, a jednak brzmiały cudownie. Topenanta, bakista, kambuz, knaga, kabestan, fok, fał, grot, takielunek. I te piękne wyrazy dobrze zapamiętać, bo często wiążą się z czynnościami, do których pasują miękkie ręce świeżaka.
- Topenanta — to lina podtrzymująca bom. Z nią raczej nie dadzą Ci się pobawić od razu, ale brzmi najpiękniej
- Bakista — to schowek, w którym wylądują Twoje graty
- Kambuz — kiedy usłyszysz: „Młody, pora na coś do żarcia!”, to właśnie tam Cię odeślą, do kuchni
- Knaga — pierwszy raz krzyknęli „Knaguj grota!”, a ja stanąłem jak wryty; po lądowemu brzmiałoby to mniej więcej tak: „Zablokuj linę od głównego żagla. TĘ BIAŁĄ GRUBASKĘ!”. Knaga to mechanizm służący do blokowania lin
- Kabestan — to przepiękne, błyszczące i terkające jak najlepszy kierunkowskaz urządzenie do nawijania liny; to samo, które pomogło mi nabawić się odcisków, ale bez którego byłyby 10x większe
- Fok — duży, trójkątny żagiel z przodu, który co i rusz wymusza na świeżakach bieganie z prawej na lewą i luzowanie/naciąganie fałów
- Fał — koleżanka kabestanów — lina, która śni się potem świeżakom, których pieką ręce
- Grot — to ten duży żagiel, na dole przyczepiony do bomu, który wiele głów przeczesał nieoczekiwanym ciosem z lewa lub prawa. Z grotem jest wszystko okej… O ile nie przepływasz przez kanał i cały patyk (tj. maszt) trzeba złożyć. Bo wciągnąć grota… Cóż, to już wymaga siły w krzyżu!
- Takielunek — to olinowanie statku; tu znalazło się z tego samego powodu co topenanta — po prostu brzmi jak poezja <3
Czego dowiedziałem się o portach?
W porcie rządzi bosman. To taki mistrz od ogarniania kei i zapewniania porządku w porcie. I z tego miejsca chciałbym pozdrowić bosmana Grzegorza z Tła dla Mew. Tak się robi atmosferę, Panie Bosmanie! Od razu poczuliśmy się jak w domu 🙂
No więc w portach… Ach, nie będę Wam tego zdradzać. Sami musicie sprawdzić na własnej skórze, co dzieje się wieczorem w porcie!
Czego dowiedziałem się o samym żeglowaniu?
Że załoga jest wszystkim. No, i jeszcze sprawny jacht. Ach, i wiatr! Jezioro też dużo robi. Generalnie — że każdy dzień w trakcie żeglowania jest inny i w tej inności piękny. Kiedy cichnie wiatr, a wieczór w porcie umęczył załogę, jacht z wolna sunie w słońcu po spokojnej tafli jeziora. Kiedy załoga jest gotowa do akcji, a wiatr duje z podwójną siłą, wszyscy śpiewają: „Przechyły i przechyły!”, a łajba fika z lewej na prawą, tnąc wodę burtami.
I że to jednak ciągle jest żywioł, z którym nie można żartować (choć uśmiechy z twarzy nie schodzą ni na moment!). I że jezioro, które zna się od dziecka i tak potrafi zaskoczyć mielizną. Nawet sternika, który Niegocin wypija na śniadanie. I dlatego…
Przekonałem się, co naprawdę znaczy aplikacja Żegluj na wodzie
Mimo że funkcji przydatnych żeglarzom ma bez liku, to jedna z nich ratuje sytuację. Ostrzeganie o niebezpiecznych miejscach nie zawiodło nas nigdy. Za to kiedy nie włączyliśmy aplikacji, nasz doświadczony sternik — przez bardzo niski stan wód — raz przeleciał się po mieliźnie, a raz mijał kardynałkę z nie tak znowu dużym zapasem.
Bo bezpieczeństwo na wodzie, zwłaszcza kiedy konkretnie wieje, to podstawa.
Dlatego 👉 pobierz aplikację Żegluj i odkrywaj bezpieczniej.
A czego nie zapomnę nigdy?
Załoganci opowiadali mi o pewnym mitycznym momencie. Że w tej jednej chwili wszystkich przechodzą ciarki, a dusza zrzuca nadmiar codziennych trosk. To chwila, w której kończy się katarynienie na silniku, rozwijają się żagle i przez chwilę ten niezachwiany spokój przecinają tylko podmuchy wiatru. A potem…
A potem zaczyna się przygoda 🙂
I ja swojej nie zapomnę nigdy.
Załoganci opowiadali mi o pewnym mitycznym momencie. Że w tej jednej chwili wszystkich przechodzą ciarki, a dusza zrzuca nadmiar codziennych trosk. To chwila, w której kończy się katarynienie na silniku, rozwijają się żagle i przez chwilę ten niezachwiany spokój przecinają tylko podmuchy wiatru. A potem…
A potem zaczyna się przygoda 🙂
W samo sedno, pływam od 1989 i ten moment zawsze wywołuje ciary.
Żeglarzu Michale, pozdrawiam i ja Ciebie serdecznie, pamiętaj tło dla mew uzależnia, do zobaczenia w porcie. Bosman Portu Grzesiek